Aktualności
(07.09.2017) Polska szkoła ostatnio ostro skręciła w prawo
Za niepowodzenie reformy odpowiedzą samorządy - podkreśla prezes ZNP.
- Dlaczego z przeciwnika gimnazjów stał się pan ich zwolennikiem?
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego: - ZNP tak wówczas, jak i teraz, był przeciwnikiem zmian strukturalnych szkolnictwa. Uznawaliśmy, że ważniejsze są nowoczesna podstawa programowa oraz zmiany w kształceniu i doskonaleniu nauczycieli. I tym poglądom pozostajemy wierni także dziś.
- Był pan przeciwny gimnazjom, dziś jest liderem strajków w ich obronie.
- Przeciwnikami reformy strukturalnej była zdecydowana większość samorządów, które dopiero co, w 1996 r., przejęły szkoły jako organy prowadzące. Pamiętajmy, że proces przekształcania szkół kosztował setki milionów złotych. Symbolem tamtych czasów były tzw. gimbusy, którymi często były przyczepy ciągnięte przez traktor.
Pierwsze lata wdrażania gimnazjów ujawniły także ogromny chaos, który temu towarzyszył. Dla wielu uczniów i nauczycieli był to eksperyment przeprowadzany na żywym organizmie. W ciągu kolejnych lat, dzięki wysiłkowi nauczycieli, gimnazja przyniosły dużą wartość dodaną i odniosły sukcesy na międzynarodową skalę.
Okazało się, że polscy nauczyciele należą do najlepszych w Europie, a gimnazja stały się trwałym elementem systemu oświaty. Mimo krytycznego stosunku na starcie czy uwag zgłaszanych wobec niedomagań systemu ZNP uznał reformę gimnazjalną za sukces.
- Związek mylił się wtedy, więc może myli się i dziś?
- Zastanawia mnie, dlaczego nikt nie pyta o przyczynę zmiany stanowiska tych, którzy byli żarliwymi zwolennikami reformy ministra Handkego, a dzisiaj są równie gorliwymi jej przeciwnikami. Dotyczy to Prawa i Sprawiedliwości, w tym także minister Anny Zalewskiej.
- Część społeczeństwa do dziś nie rozumie, dlaczego w ogóle zlikwidowano gimnazja.
- To pytanie zadawaliśmy pani minister Annie Zalewskiej wielokrotnie. Padało ono także podczas spotkań wszystkich, którzy na ten temat chcieli dyskutować: rodziców, nauczycieli, organizacji pozarządowych. Nigdy nie otrzymaliśmy na nie jednoznacznej odpowiedzi. Różnego rodzaju wyjaśnienia pojawiały się w debacie, poruszano sprawy wychowawcze, organizacyjne, jakości edukacji, ale żadnemu z tych elementów nie możemy postawić zarzutu, który uprawniałby do dokonywania rewolucji w oświacie. Jeżeli chodzi o wyniki, to badania międzynarodowe lokują Polskę w grupie państw z najlepszymi rezultatami. Z kolei problemy wychowawcze związane są z dziećmi, a nie z gimnazjami. Emocje, wiek dorastania, poziom ekspresji przeniosą się do szkoły podstawowej, w której 14-latek zetknie się z dzieckiem sześcio-, siedmioletnim. Zwracali na to uwagę rodzice, a MEN na te argumenty pozostawało głuche. Jedynie minister Maciej Kopeć podobno miał stwierdzić podczas spotkania z rodzicami, że reforma ma wymiar polityczny i decyzja o jej kształcie jest przesądzona.
- Dlaczego tak późno zabraliście się do zbierania podpisów pod referendum edukacyjnym?
- Nie mogę zgodzić się z opinią, że to było późno. Przecież istota reformy nie sprowadza się do likwidacji gimnazjów, lecz do daleko idącej przebudowy polskiego szkolnictwa, którą w najbardziej dobitny sposób ukazuje podstawa programowa do liceów i techników. W niej znajdujemy prawdziwą odpowiedź na pytanie, po co była reforma. Rozpoczęcie zbierania podpisów w połowie 2016 roku trafiłoby na zarzut, że przecież nie ma żadnych projektów zmian w prawie oświatowym, a jedynie plany ogólne pozbawione konkretów.
Projekt Zalewskiej trafił do Sejmu w końcówce listopada, liczyliśmy także na udział w debacie publicznej prezydenta Andrzeja Dudy. Jego podpis pod ustawą w styczniu 2017 roku uruchomił opór społeczeństwa, który wyraża liczba zebranych podpisów.
- W kampanii wyborczej Andrzej Duda zapowiadał, że Polacy będą mogli wypowiadać się w referendach. Czy ZNP rozmawiało o tym z prezydentem?
- Rozmowa z panem prezydentem odbyła się w styczniu 2017 roku, w trakcie pikiety organizowanej przed Pałacem Prezydenckim. Spotkanie miało niestety przypadkowy charakter, na zakończenie spotkania z panią minister Sadurską. Przebieg rozmowy uwidocznił całkowity brak zainteresowania toczącą się debatą edukacyjną. Szefowa Kancelarii Prezydenta w trakcie spotkania dowiedziała się, że ustawy przeszły przez parlament i czekają na podpis prezydenta. W momencie, gdy przedstawiciele protestujących wychodzili z sali, gdzie odbywało się spotkanie, pojawił się prezydent Andrzej Duda. Kilkuminutowa rozmowa uwidoczniła odmienność opinii pana prezydenta w sprawie założeń reformy. Rodzi się tym samym pytanie, dlaczego pan prezydent nie stał się aktywnym uczestnikiem debaty publicznej.
- Anna Zalewska twierdzi, że wszystko jest gotowe do roku, tablice zamienione, rodzice zadowoleni, a nauczyciele dostaną podwyżki. Skąd więc protesty ZNP?
- Optymizm minister Anny Zalewskiej nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. Natomiast protesty nie dotyczą tylko środowiska ZNP. Rodzice zwracają uwagę na zmianę sieci szkół, brak podręczników i naukę w systemie zmianowym, zaś nauczyciele negatywnie reagują na kłamliwe wypowiedzi dotyczące braku zwolnień.
- Minister Zalewska twierdzi, że przekształcenia generują dodatkowe miejsca pracy. Pan twierdzi, że wielu straci pracę. Skąd taka rozbieżność opinii?
- Minister Zalewska prezentuje urzędowy optymizm, próbując zachować twarz. Wystarczy zapytać pierwszego lepszego dyrektora szkoły, by otrzymać odpowiedź, jak jest naprawdę, ilu nauczycieli traci pracę, ilu staje się nauczycielami „wędrownymi”, i zderzyć to z wypowiedziami Anny Zalewskiej.
Pojawiające się tysiące etatów to wirtualna rzeczywistość i celowe wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Jest dużo godzin do obsadzenia, tyle tylko że nauczycielowi proponuje się dwie, cztery godziny w jednej szkole, pozostałych szukać musi gdzie indziej. Dotyczy to nawet takich przedmiotów jak język polski i angielski.
- Minister twierdzi, że jest 8 tys. ofert pracy dla nauczycieli.
- Jeżeli tyle by ich było, to oznaczałoby, że mamy do zagospodarowania ponad 140 tysięcy godzin. Tyle tylko że pani minister w sposób celowy i świadomy myli ofertę pracy w pełnym wymiarze z ofertą w wymiarze dwóch-czterech godzin. Bo w każdej szkole mamy do obsadzenia kilka godzin, ale z różnych przedmiotów. Wyklucza to zatrudnienie jednego nauczyciela, natomiast zmusza do poszukiwania chętnych na owe godziny.
Musimy także pamiętać, że praca na pół etatu to połowa wynagrodzenia, a bardzo często dotyczy to młodych ludzi, którzy nie mają możliwości dorobienia w innym miejscu.
- Czy w razie niepowodzenia reformy odpowiedzialność zostanie zrzucona na samorządy?
- Od samego początku widać było, że jest próba przerzucenia jej skutków na samorządy. Uwidoczniło się to także w zmianie retoryki minister Anny Zalewskiej, która podkreślała „zamożność samorządów” i to, że mają siedmiomiliardową rezerwę w budżecie. Tym samym szefowa resortu edukacji przerzuca nie tylko koszt, ale i odpowiedzialność za realizację reformy na samorządy. Wszelkie niepowodzenia będą obciążały obecne władze lokalne, co należy dostrzegać w kontekście wyborów samorządowych w roku 2018. To uzasadnia także pośpiech we wdrażaniu reformy.
- Ma ruszyć program 500+ dla nauczycieli. Dlaczego program będzie obejmował tylko nauczycieli dyplomowanych, a nie wszystkich, i co on oznacza?
- Program 500+ to rodzaj kiełbasy wyborczej. Rząd chce pokazać gotowość finansowego wsparcia najlepszych nauczycieli, tyle tylko, że jest to program, który będzie wdrażany za pięć lat, a sama definicja „najlepszego nauczyciela” może budzić wątpliwości.
Obiecywanie pieniędzy z wyprzedzeniem pięciu lat ma także posmak pewnej nieodpowiedzialności, trudno bowiem z pełnym przekonaniem stwierdzić, że budżet państwa w roku 2022 będzie w stanie znieść nakładane na niego ciężary. Stąd pewna asekuracja, że dotyczyć to będzie tylko dyplomowanych, i to z najwyższą oceną, a przecież mamy tysiące nauczycieli, bardzo dobrze pracujących, z wielkimi efektami, którzy nie są zainteresowani „papierologią” towarzyszącą awansowi zawodowemu.
Jednocześnie jest to także ukryty sygnał „głosujcie na PiS, bo jak wygra Platforma, to wam tego nie da”.
Zdaniem ZNP 500+ jako dodatek powinien być wdrożony od 1 stycznia 2018 roku dla wszystkich nauczycieli.
- Czy obecna zmiana programowa to pana zdaniem upolitycznienia szkoły?
- Treść podstawy programowej wyraźnie wskazuje na to, że następuje odejście od szkoły autonomicznej, szkoły autorskiej, szkoły wolnej od lewicowych czy prawicowych tendencji na rzecz ostrego skrętu w prawo. Nietrudno zauważyć silne akcenty polityczne będące odzwierciedleniem programu i polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości.
Pełna wersja wywiadu http://www.rp.pl/kraj
Źródło - Rzeczpospolita str. 7 Kraj, autor: Jacek Nizinkiewicz (07.09.2017)
© 2014. Oddział ZNP w Mysłowicach. Wszystkie prawa zastrzeżone.