• > Strona główna
  • > Terminarz
  • > Władze Oddziału
  • > Nasze sprawy
  • > Wydarzenia
  • > Galeria
  • > Skontaktuj się z nami
  • > Historia

Aktualności 

 

(08.12.2015)  Czy gimnazjum doczeka pełnoletności?
Rodziły się w bólach, przez kilka trudnych lat wpisywały się w system edukacji. Dziś są nastolatkami, ale pełnoletności chyba nie doczekają. To gimnazja - nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości zapowiada ich likwidację. I choć spora część społeczeństwa jest temu przeciwna, to 68 proc. Polaków popiera te decyzję.

Gimnazjum to gorący temat oświatowy tej jesieni. W czasie kilku tygodni od zapowiedzi o wygaszaniu tego etapu kształcenia i powrotu do poprzedniej struktury, o gimnazjum powiedziano chyba wszystko, było mocne za i równie mocne przeciw. W mediach społecznościowych powstały grupy: „NIE dla likwidacji gimnazjów” i „TAK dla likwidacji gimnazjów”, gromadząc tysiące obserwatorów po każdej stronie. Zapewne kolejna fala dyskusji o gimnazjach powróci po ogłoszeniu konsultacji społecznych nad nowelizacją ustawy o systemie oświaty, którą nowa minister edukacji zapowiada na przełomie grudnia i stycznia.

Czy Polacy chcą gimnazja?
Z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych 15 i 16 października br. na ogólnopolskiej próbie 1100 osób wynika, że ze stwierdzeniem: „należy zlikwidować gimnazja i przywrócić system ośmioletniej podstawówki” zgadza się 67,9 proc. ankietowanych. 52,5 proc. wskazało odpowiedź „zdecydowanie się zgadzam”, a 15,4 proc. - „raczej się zgadzam”. 26,4 proc. nie zgodziło się ze stwierdzeniem. „Zdecydowanie się nie zgadzam” odpowiedziało 14 proc., a „raczej się nie zgadzam” - 12,4 proc. Zdania nie miało w tej kwestii 5,8 proc. badanych. Co istotne, najmniej przeciwników obecnego systemu było wśród ankietowanych w grupie wiekowej 18-24 lat (są to osoby, które uczęszczały do gimnazjów), a najwięcej w grupach 35-44 lat i 45-56 lat. Przeciwnikami gimnazjów są przede wszystkim mieszkańcy małych i średnich miast (odpowiednio 79,4 proc. respondentów i 75,7 proc.).
Można zatem przyjąć, że pokolenia edukowane w gimnazjach popierają to rozwiązanie. Tak jak 17-letni Filip Górski z Gdańska, młodzieżowy radny, który utworzył na Facebooku wydarzenie „NIE dla likwidacji gimnazjów” - Brakuje głosu młodych ludzi w tej dyskusji, a to nas najbardziej dotyczą zmiany - mówi. Natomiast pokolenia wychowane w poprzednim systemie 8-letniej szkoły podstawowej, których dzieci uczyły się, uczą się lub będą się uczyć w gimnazjach najmocniej sprzeciwiają się utrzymaniu obecnego rozwiązania.
W mediach społecznościowych wrze, jak wynika z badań Instytutu Monitorowania Mediów, od 4 do 12 listopada br. na temat likwidacji gimnazjów na portalach internetowych i w mediach społecznościowych pojawiło się ponad 3,5 tys. wzmianek, w tym taki żart: „Poranek, z trudem wstaję i zbieram myśli. Z wysiłkiem otwieram lodówkę. A tam... jogurty z serami kłócą się o sens istnienia gimnazjum”.
No właśnie, co z tym sensem istnienia gimnazjów i czy rzeczywiście chodzi tylko o sens istnienia tego etapu kształcenia?

Gimnazjalne plusy
Kiedy minister edukacji prof. Mirosław Handke wprowadzał w 1999 r. (a właściwie reaktywował) do systemu edukacji gimnazja, głównym argumentem było wyrównywanie szans młodzieży, szczególnie z mniejszych miejscowości, m.in. dzięki wydłużeniu z 8 do 9 lat obowiązkowej nauki, dzięki czemu uczniowie o rok dłużej uczą się wspólnie, a to ma wpływ na wyższy poziom wiedzy ogólnej całej populacji. Gimnazja - argumentowano - lepiej poradzą sobie z wiekiem dorastania. Co więcej: będą bezpieczniejsze, bo nie będzie aż tak dużego jak w dawnych podstawówkach wiekowego zróżnicowania uczniów. A dodatkowo - jako szkoły nowoczesne i dobrze wyposażone - dadzą impuls do rozwoju młodzieży wiejskiej.
Ten sens istnienia gimnazjów, jakim jest rozdzielenie grup wiekowych, trafiał do Anny Sosny, nauczycielki angielskiego w Zespole Gimnazjów im. Piłsudskiego w Częstochowie, Nauczycielki Roku 2011, która świadomie wybrała pracę w gimnazjum. - Wierzyłam, że to jest ta grupa wiekowa, z którą najwięcej można zrobić. W szkołach średnich są już w głowie egzaminy zawodowe, matury, myślenie o dorosłym życiu, a u młodszych uczniów jest więcej czasu na rozwijanie np. kreatywności. Jej uczniowie wolą ten szczebel kształcenia, bo czują, że są poważniej traktowani. Porównali nawet gimnazjum do wchodzenia po schodach, bo to taki stopień, który pomaga łagodnie piąć się do góry.
Ważny jest także fakt, że przez kilkanaście lat wiele szkół dorobiło się oryginalnych form kształcenia, a nauczyciele zgromadzili pokaźny dorobek dydaktyczny i wychowawczy, dostosowany do tej grupy wiekowej. - Świat zachwyca się m.in. tym, że w Polsce mamy niski odsetek uczniów, którzy porzucają naukę przed 18. rokiem życia - mówi Anna Sosna - a przede wszystkim zachwyca się wynikami naszych 15-latków w międzynarodowym badaniu PISA.

Wehikuł sukcesu
Gimnazja stały się wehikułem polskiego sukcesu edukacyjnego - zachwycają się jego zwolennicy. To chyba najpoważniejszy argument na tak, choć przez wielu, w tym nową minister edukacji Annę Zalewską, negowany. A fakty są takie: wyniki badającego kompetencje 15-latków Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów PISA koordynowanego przez OECD pokazują wyraźny postęp. Zarówno w kategorii czytanie i interpretacja, w matematyce, jak i rozumowaniu w naukach przyrodniczych. Co więcej - PISA pokazuje także systematyczny progres najsłabszych uczniów, co ma ogromne znaczenie z punktu widzenia polityki równościowej. Te wyniki polskich piętnastolatków sprawiają, że przyjeżdżają do nas goście od Norwegii po Arabię Saudyjską i pytają: jak wyście to zrobili? Zdaniem Amandy Ripley, reporterki magazynu „Time” i autorki książki „The Smartest Kids in the World: and How They Got That Way” (Najbystrzejsze dzieci na świecie: jak to osiągnęły), źródłem polskiego sukcesu edukacyjnego jest reforma Mirosława Handkego z 1999 roku, która wprowadziła trzystopniowy model edukacji, nową podstawę programową, system egzaminów zewnętrznych.
Przez trzy lata szukała odpowiedzi na pytanie - co decyduje o sukcesie najprężniej rozwijających się systemów edukacji na świecie, analizując m.in. systemy Finlandii, Polski i Korei Południowej, które znajdują się w światowej czołówce międzynarodowych badań wiedzy i umiejętności uczniów PISA. I znalazła odpowiedź - metamorfoza wyników uczniów była możliwa dzięki reformom systemów oświaty. Jednak na rezultaty trzeba było poczekać, wyniki naszych uczniów z 2000 roku (wówczas Polska przystąpiła do badań PISA) były bardzo słabe. Ale już trzy lata później polscy uczniowie zajęli znacznie lepsze miejsca w części dotyczącej wiedzy i umiejętności w czytaniu i matematyce, a w 2009 roku Polska już wyraźnie prześcignęła USA w matematyce i naukach przyrodniczych. Ripley umieściła Polskę wśród krajów najlepiej kształcących swoje dzieci.

Gimnazjalne minusy
Gimnazjalne minusy są mocne i na dodatek przez lata bardzo silnie były eksponowane. Praktycznie od ich wprowadzenia zestaw zarzutów się nie zmienia. Zmiana środowiska w najtrudniejszym z punktu rozwoju nastolatków momencie prowadzi do tego, że mówi się o nich jak o wylęgami patologii i złych nawyków. Gimnazja obrosły famą wylęgarni przemocy i zła, a gimbaza i gimbus - słowa o pejoratywnym wydźwięku najlepiej podsumowują nastawienie do tych szkół.
Wedle obiegowej opinii są pod względem przemocy najgorszym typem szkół. Bo młodzież, która trafia do gimnazjów z punktu widzenia wychowawczego znajduje się w najtrudniejszym wieku. Zostaje wyrwana z dotychczasowych, dobrze znanych, oswojonych środowisk. Musi adaptować się do nowych grup rówieśniczych, poznawać nowych nauczycieli i ich wymagania, na nowo budować swoją pozycję w klasie, zabiegać o akceptację kolegów i pedagogów.
Jak się to nieraz kończy? Media opisują skandale bądź dramaty z uczniami gimnazjów w roli głównej. Wystarczy zrobić wyrywkowy monitoring mediów: „Seksskandal w gimnazjum w Ostródzie”, „Alarm bombowy w gimnazjum na Biskupinie”, „Uczniowie z Gimnazjum grozili koledze śmiercią”, „Gimnazjalistka w ciąży”, „Gimnazjalistka próbowała się zabić”. Zapewne podobne rzeczy dzieją się w podstawówkach i w liceach, w parkach czy dyskotekach, ale to nie ma znaczenia - winne jest gimnazjum.
Innym, choć już nie tak nośnym argumentem na NIE jest zjawisko gonitwy za dobrym gimnazjum, byle tylko dziecko nie trafiło do osiedlowego „zsypu” dla trudnej młodzieży. Rodzice boją się, że ignorując tę selekcję na gimnazja lepsze i gorsze, prowadzące do lepszych i gorszych liceów, i później na lepsze uczelnie, przekreślą szanse życiowe swego dziecka.

Za i przeciw
Częstym argumentem przemawiającym za likwidacją gimnazjów jest szeroko rozumiany problem patologii wśród bardzo młodych ludzi. To założenie, choć powszechne, jest założeniem błędnym - uważa Jan Wróbel, dyrektor społecznego liceum i publicysta. Likwidacja gimnazjów nie spowoduje, że polepszą się relacje 14-latków, będzie mniej przemocy, podwyższy się wiek inicjacji seksualnej, a młodzi ludzie przestaną sięgać po używki. Zatem najpierw należałoby odpowiedzieć, z jakich powodów mielibyśmy gimnazja likwidować albo je pozostawiać? Jan Wróbel przekonuje w „Tygodniku Powszechnym”, że dzisiejsze gimnazjum polega na tym, że młodzi ludzie otrzymują ofertę w rodzaju małego liceum, zamiast szkoły dostosowanej do potrzeb wynikających z ich wieku. - Próbuje się dziś reformować gimnazjum przez jego likwidację, a w moim odczuciu nie spróbowano zbudować jeszcze szkoły nie opartej na systemie klasowo-lekcyjnym, który dla młodzieży w wieku gimnazjalnym jest nieodpowiedni i szkodliwy wychowawczo - wyjaśnia.
Ryszard Izbebski, pedagog i psycholog kliniczny, również na łamach „Tygodnika Powszechnego” przyznaje, że zastanowiłby się spokojnie, jak powinna wyglądać w przyszłości całościowa reforma szkolnictwa bez uprzedzeń - ani do gimnazjów, ani do ich likwidacji. Bo przekonanie, że likwidując gimnazja zlikwidujemy jakieś zło, jest pomyłką. - Marzy mi się raczej inna zmiana. Że zaczynamy na poważnie rozmawiać z dziećmi. Ci 14-latkowie wiedzą więcej, niż nam się wydaje.
Większość nauczycieli widzi mankamenty gimnazjów, ale nagłe ogłaszanie radykalnych zmian oceniają jako „zawracanie kijem Wisły”. I - co naturalne - obawiają się o miejsca pracy. Według Związku Nauczycielstwa Polskiego, likwidacja gimnazjów może pozbawić pracy nawet kilkanaście tysięcy nauczycieli.

Co teraz?
Premier Beata Szydło w exposé zapowiedziała, że gimnazja nie zostaną zlikwidowane w przyszłym roku, ale z pewnością już od stycznia MEN przedstawi szczegółowy program konsultacji społecznych, które służyć będą jak najpłynniejszemu wprowadzeniu zmian w systemie oświaty. Szefowa rządu zapewniła, że „wygaszanie powszechnie krytykowanych szkół gimnazjalnych będzie się odbywać stopniowo, ewolucyjnie i z pełnym poszanowaniem doświadczeń środowiska szkolnego”. Nowa minister edukacji Anna Zalewska jeszcze jako kandydatka na to stanowisko także uspakajała, że nie będzie likwidacji gimnazjów, tylko ich wygaszanie. - Nie będzie to rewolucja, dzieci i młodzież tego nie zauważą, będą w tych samych środowiskach, w tych samych budynkach, z tymi samymi nauczycielami. Żaden nauczyciel nie zostanie zwolniony, a szkoły nie zostaną zamknięte.
Zapowiedziała, że reforma dotycząca wygaszania gimnazjów i przywrócenia siódmej i ósmej klasy szkoły podstawowej zacznie się najwcześniej za dwa lata, bo na taki rytm wskazują eksperci i trzeba się do tego przygotować. Jak? Po pierwsze - podstawy programowe, po drugie - podręczniki, po trzecie, chyba najważniejsze - trzeba przekonać do tego wystraszonych nauczycieli, m.in. przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i dyrektorów, którzy obawiają się utraty stanowiska oraz przekonać dzieci. Zgodnie z tą zapowiedzią, zmiana mogłaby nastąpić 1 września 2017 roku. W roku szkolnym 2017/2018 prawdopodobnie nie byłoby pierwszej klasy gimnazjum, a obecni piątoklasiści trafiliby do klasy siódmej.
Uspokaja również Stanisław Karczewski, marszałek Senatu: - Proces edukacyjny na pewno będzie lepszy, korzyści dla dzieci, korzyści dla młodzieży będą z tego bardzo duże. Będziemy chcieli przeprowadzić tę reformę tak, żeby ona powstała w wyniku dialogu, rozmowy, konsensusu. Będziemy rozmawiali ze środowiskiem nauczycielskim.

A w przyszłości „dobra zmiana”?
Dla większości wątpiących w zasadność likwidacji gimnazjum jest oczywiste, że zmiana struktury edukacji jest tylko posunięciem technicznym i narzędziem do zmian znacznie głębszych. Istotna jest zmiana treści nauczania, nowe szczegółowe programy szkolne. W swoim programie PIS akcentuje, że najważniejszym celem szkoły jest utrwalenie w młodych ludziach „wspólnego zasobu wiedzy, znajomości wspólnych symboli, odwołań, wyobrażeń, stanowiących o polskiej tożsamości i formujących doświadczenie naszego narodu”, „krzewienie odpowiednich zachowań moralnych i obywatelskich”, „wyrabianie nawyków do bycia dobrym Polakiem i dobrym obywatelem”. Ma temu służyć obeznanie w podstawowych dziełach literatury i dziejach Polski.
Jednak warto pytać o to, czy lata wysiłków, żeby wyrównać szanse edukacyjne dzieci z niższych warstw, wyrwać młodzież z polskiego zaścianka, żeby „wpuścić do szkoły powietrze”, obudzić w nauczycielach ich potencjał twórczy nie miały sensu? Deklaracja nowego rządu, że chce rozmawiać o tym, jak przeprowadzić „dobrą zmianę w oświacie”, a nie o tym, czy w ogóle ją przeprowadzić, nie pozostawia złudzeń.

W polskim systemie oświaty gimnazja pojawiły się w dwudziestoleciu międzywojennym. Początkowo funkcjonowały ośmioklasowe gimnazja, do których uczęszczali uczniowie w wieku od 10 do 18 lat. Uchwała sejmowa z marca 1932 roku wprowadzała nową strukturę, zniosła dwie pierwsze klasy dotychczasowego gimnazjum, klasy od III do VI stały się nowym czteroklasowym gimnazjum, a klasy VII i VIII - dwuletniego liceum ogólnokształcącego. Warunkiem przyjęcia do klasy pierwszej gimnazjum było ukończenie 12. roku życia oraz wykazanie się wykształceniem, objętym programem sześciu klas szkoły powszechnej trzeciego stopnia. Tak było aż do wybuchu II wojny światowej, po wojnie zniesiono je w 1948 roku.

Gimnazja ponownie znalazły się w polskim systemie oświaty 1 września 1999 roku, był to główny element reformy edukacji wprowadzanej przez rząd Jerzego Buzka. Zamysł był taki, że jako świetnie wyposażone szkoły, z bardzo dobrze przygotowanymi nauczycielami miały służyć wyrównywaniu szans edukacyjnych uczniów, szczególnie ze wsi i małych miejscowości, no i przedłużyć o rok obowiązkową naukę.

Od początku istnienia gimnazja spotykały się z krytyką głównie z tego powodu, że trafiają tam uczniowie w najtrudniejszym rozwojowo i wychowawczo okresie życia. Krytycy gimnazjów uważali, że lepiej byłoby dla uczniów, żeby w tym wieku nadal byli pod opieką nauczycieli, którzy znają ich od kilku lat. Krytyka dotyczyła także „poszatkowania” okresu edukacji na trzy krótkie etapy, co nie sprzyja ani solidnej nauce, ani dobremu wychowaniu.



Źródło - Nowa Szkoła (08.12.2015) autor: Lidia Jastrzębska

 

 

 

© 2014. Oddział ZNP w Mysłowicach. Wszystkie prawa zastrzeżone.